Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi chrabu z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 23689.92 kilometrów w tym 578.15 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.34 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2019

button stats bikestats.pl

2018

button stats bikestats.pl

2017

button stats bikestats.pl

2016

button stats bikestats.pl

2015

button stats bikestats.pl

2014

button stats bikestats.pl

2013

button stats bikestats.pl

2012

button stats bikestats.pl

2011

button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy chrabu.bikestats.pl

Zaliczone gminy

mapa
Wpisy archiwalne w kategorii

>100km

Dystans całkowity:2631.60 km (w terenie 71.10 km; 2.70%)
Czas w ruchu:104:34
Średnia prędkość:25.17 km/h
Maksymalna prędkość:63.42 km/h
Suma podjazdów:1901 m
Maks. tętno maksymalne:198 (102 %)
Maks. tętno średnie:151 (80 %)
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:138.51 km i 5h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
100.63 km 0.00 km teren
03:48 h 26.48 km/h:
Maks. pr.:49.31 km/h
Rower:Szosa

Góra Kalwaria

Niedziela, 17 czerwca 2012 · dodano: 17.06.2012 | Komentarze 1

Dzisiaj obrałem za cel most koło Góry Kalwarii. Przekroczyłem Wisłę mostem Siekierkowskim, jechało się całkiem spokojnie, ale widziałem zbliżające się chmury.
Jakoś po 35 kilometrach zaczęło lekko kropić. Akurat odbijałem w bok, schowałem telefon do podsiodłówki. Odbicie było bezcelowe, bo wyznaczona trasa okazała się "gruntowym" wałem. Szybko wróciłem na główną drogę i pedałowałem w stronę mostu, widząc, że z deszczową chmurą muszę się spotkać. Oprócz obserwacji nieba upewniała mnie w tym rosnąca intensywność opadu. Mogłem zawrócić albo jechać do mostu, do którego zostało z 15km, wybór był prosty a za 10km z deszczyku zrobiła się ulewa. Za bardzo nie miałem się gdzie schować a później i tak byłem już cały mokry. Jedynie obawiałem się o telefon, dla bezpieczeństwa wyłączyłem go przy chowaniu do torby. Później trochę popadywało, co ciekawe przed Warszawą już byłem prawie cały suchy. Na wjeździe zobaczyłem, że będę miał 90km. Pomyślałem, że przydałoby się zmodyfikować trasę, żeby dobić do stówki, zwłaszcza, że już nie padało (inaczej ciąłbym najkrótszą drogą). Z Wilanowa pojechałem koło stadionu Legii i miałem chwilę zwątpienia, trochę dokuczało mi kolano. Wjeżdżałem pod Agrykolę z zamiarem jazdy prosto do chaty, ale po drodze doszedłem dziewczynę/kobietę (ciężko stwierdzić w jakim wieku, bodajże na czarnym góralu Cannondale'a, blondynka! godzina 17). Tak ładnie kręciła, że wiadome było, że to nie jedyny podjazd. Nie myliłem się, na górze zawróciła. Ja też, pomyślałem, że dociągnę do tej setki - dziękuje za pasywne zmotywowanie. :)
Pod koniec zjazdu wyprzedziłem rowerzystkę i pojechałem dalej. Gdyby nie obawa o kolano to w sumie mógłbym trochę po podjeżdżać.

Ślad z trasy. Okroiłem trochę, nie obejmę dojazdu i okrężnego powrotu.



Dane wyjazdu:
120.17 km 2.50 km teren
04:30 h 26.70 km/h:
Maks. pr.:50.70 km/h
Rower:Szosa

przecinając KPN

Sobota, 9 czerwca 2012 · dodano: 09.06.2012 | Komentarze 0

Na wstępie sytuacja z samego startu, koło Castoramy jakiś koleś na rowerze pokazuje mi coś palcem na drugiej stronie ulicy, gestykulacja i mimika twarzy wskazują na nieprzychylne nastawienie. Nie miałem za bardzo czasu i chęci hamować, więc pojechałem dalej. Pomyślałem chwilę o co mogło mu chodzić. A no mianowicie Pan rowerzystka pokazywał mi ścieżkę po drugiej stronie ulicy i zdaje się, że miał pretensję z mojej obecności na ulicy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ten Pan sam nie jechał rowerem po chodniku. Uwielbiam jak zwracam mi uwagę ktoś, kto sam łamie przepisy, w dodatku te same.

Wracając do pedałowania. Planowałem zrobić dzisiaj stówkę, chociaż po wczorajszym oglądaniu meczu za bardzo nie miałem na to ochoty. Tragedii jednak nie było.
Trasa też całkiem przyjemna, zwłaszcza, ze ruch na drogach mały. Za Żukowem nastąpiła niemiła niespodzianka, na drodze było sporo żwiru i ziemi, tak jakby miejscami w ogóle nie było asfaltu lecz droga gruntowa.

Euroszalejństwo ogarnia prawie wszystkich, po drodze widziałem fajne autko:


Flagi są niemal wszędzie, na domach, na ogrodzeniach, na samochodach, są też na tabliczkach z nazwą miejscowości:


są też znaki wskazujące miasto-gospodarza:


Trasa wyglądała tak:


Dane wyjazdu:
141.69 km 0.30 km teren
05:17 h 26.82 km/h:
Maks. pr.:49.77 km/h
Rower:Szosa

Łochów

Sobota, 19 maja 2012 · dodano: 20.05.2012 | Komentarze 3

Do Łochowa planowałem wybrać się od jakiegoś czasu. Jeszcze w tamtym roku pomysł ten zarzucił p.Jarek, ale miał jechać tylko z p.Januszem, bo... "Chrabu nie da rady". Sam pomysł był rezultatem tego, że w lipcu będziemy się tam bawić na weselu, więc przydało się zobaczyć wcześniej jak to wygląda.

Ostatnio syn p.Janusza, Arek, powiedział, żebyśmy we czwórkę przyjechali na ślub w obciskach + krawaty. Spóźnimy się tylko 3h na wesele, ale nie za to nas zabiją... . W związku z tym rozpoczynamy akcje pod kryptonimem MAJJ.

Co do samej trasy, przez Wołominy i inne Kobyłki dość spory ruch, później luźno. Jedynie na dk nr 50 gdzie jechałem 2x po około 3km sporo tirów. Krótki odcinek a przewinęły mi się rejestrację rus, lt, lv, sk, no i pl.

Sam Pałac wygląda tak:
Pałac w Łochowie © chrabu


Na terenie była też Kapliczka:
Kaplica przy Pałacu w Łochowie © chrabu


Jeszcze zdjęcie głównej bramy, z rowerem, żeby nie było, że pojechałem samochodem, bo ostatnio takie zarzuty są dość modne:
Pałac w Łochowie #2 © chrabu


Sam Pałac jest trochę na uboczu, prowadzi do niego szutrowa droga, dość krótka.
Stałem na środku wyjazdu i właśnie skręcała jakaś osobówka. Usuwam się kulturalnie na bok, otwiera się szyba. Myślę zaraz będzie reprymenda za to, że blokowałem wjazd, ale nie. Robiłem za przewodnika jak dojechać do Pałacu.

W drodze powrotnej zobaczyłem z innej perspektyw kościół w Jadowie, oto fotka:
Kościół w Jadowie © chrabu



W ZaSrańcu (org. Zabraniec), bo taką tabliczkę ujrzałem, całkiem dobrze przerobioną zatrzymałem się w sklepie uzupełnić zapasy. Miałem zjeść szybko czekoladę i jechać dalej. Przerwa była jednak trochę dłuższa, bo wdałem się w dyskusję ze starszym Panem. Pan też jest rowerzystą, przyjechał na swoim składaczku, czarze PRL'u. Chwalił się, że w tamtym roku przejechał nim 5400km, a samochodem tylko 1kkm. Kątem oka sprawdziłem, że ma licznik. W dalszej dyskusji na temat prędkości powiedział, że ze względów zdrowotnych jeździ ze średnią 15km/h, więc wnioskuje, że licznik miał dobrze ustawiony. Na koniec jak odjeżdżaliśmy z pod sklepu to pożegnał mnie słowami "spróbuje Pana dogonić". :D

Później udałem się drogą na Okuniew, starszy Pan ostrzegał mnie przed nią, faktycznie dziurawa jak ser szwajcarski.

Ślad z trasy:


Uwagi:
- przy zjeździe z dk 50 w stronę Łochowa jest 150m szutru.
- na rondzie Wiatraczna jest zakaz skrętu w lewo. Za późno go zobaczyłem i skręciłem, tak samo zrobił autobus za mną (być może jest jakieś wykluczenie dla ztm).

Dane wyjazdu:
216.82 km 0.00 km teren
08:32 h 25.41 km/h:
Maks. pr.:47.56 km/h
Rower:Szosa

powrót z Mazur

Piątek, 4 maja 2012 · dodano: 04.05.2012 | Komentarze 2

Trasa: Pasym - Jedwabno - Nidzica - Mława - Glinojeck - Sochocin - Nowy Dwór Mazowiecki - Łomianki - Warszawa

Obudziłem się rano i kropiło. Na szczęście zaraz przestało, po trasie też tylko delikatnie popadywało.

W Nidzicy zrobiłem przerwę, poznałem tam dwóch sympatycznych starszych Panów - cyklistów. Zatrzymałem się na rynku, a ze sklepy usłyszałem wołanie i machanie. Porozmawialiśmy trochę, Panowie nawet chcieli mi załatwić na jakiś czas prowadzącego, ale podziękowałem. Zapraszali mnie też na niedzielną Mazovię w Olsztynie.

Później ruszyłem w stronę Mławy, wiał bardzo silny wmordewind. Siódemkę przeciął galopujący łoś. Dobrze, że akurat nic nie jechało. W Mławie kolejna pogawędka, z kolejnymi starszymi Panami. Byli zaskoczeni, że do takiej cienkiej gumki pompuje się 8 atmosfer.

Droga do Noweg Dworu bardzo kiepska, chociaż może nie sama droga a ilość "kamyczków", które przylepiały się do opon. Przed Nowym Dworem zrobiłem kolejny postój, gdzie chwilę zagadała mnie sprzedawczyni. W drodze do Łomianek udało mi się trochę zwiększyć tempo, w Warszawie kropiło ale zdążyłem dojechać do domu, w sumie i tak nie było jakieś ulewy.

Kategoria >100km, 2012, Szosa, Vśr>25km/h, WM


Dane wyjazdu:
210.49 km 0.80 km teren
07:45 h 27.16 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Rower:Szosa

Mazury

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 2

Na Mazury planowałem wyruszyć jakoś 5-6 rano, wpasowałem się idealnie w połowie.
W Warszawie pustki, na Modlińskiej przed Jabłonną moja obecność na drodze nie spodobała się kierowcy autobusu, który dał znać przy pomocy klaksonu.
Pierwszy postój zrobiłem na zaporze w Dębę, gdzie na wjeździe i wyjeździe były bobry, niestety rozjechane.



Przed Nasielskiem trochę popsuł się asfalt, później musiałem pojechać objazdem do Sońska. Znak informował o braku przejazdu przez tory, być może dałoby radę jakość przejść, ale nie chciałem ryzykować. Kilka chwil wcześniej pojechałem przez zamknięty wiadukt, chyba jeszcze nie było odbioru technicznego, bo wyglądał na całkiem przejezdny.

W Ciechanowie natknąłem się na korki i na kostkę brukową. Przejechałem dość sprawnie i szukałem sklepu w celu nabycia wody. Zatrzymałem się zaraz za Ciechanowem. Po wyjściu ze sklepu słyszę z drugiej strony drogi "siemasz kolarz", a to dwóch młodych chłopaków (~8 lat), odpowiedziałem i pomknąłem w stronę Mławy. Bodajże na tej drodze jakaś piękność wyprzedzała trochę nadużywając mojej przestrzeni. Natknąłem się też na taką wieże:



Na 7'ce czułem się prawie jak w domu, w końcu szlak ten przejeżdżałem wielokrotnie autem. Aczkolwiek tego kamyka nie pamiętałem:



Do Nidzicy dojechałem bardzo spragniony, skończyło mi się picie, uzupełniłem zapasy. W drodze do Jedwabna dopadł mnie kryzys, zwolniłem trochę i średnia zaczęła spadać poniżej 27km/h. Wykańczał mnie ten upał, w pewnym momencie na Sigmie było ponad 33 stopnie. W Jedwabnie kupiłem kolejny napitek, po odpoczynku przycisnąłem na tych ostatnich kilometrach. Udało się utrzymać średnią ponad 27, spora zasługa wiatru, który (chyba?) dość mocno podwiewał w plecy. Rynek w Pasymiu:



Podróż trwała około 9h, czyli 3 mniej niż na mtb.

Bagażnik się sprawdził, bardzo fajne rozwiązanie. Rozbiłem namiot, następnie pojechałem do miasta na jedzenie i zasłużone piwko. Udałem się tam na starym góralu, tlenu w kołach prawie nie było, siodełko zaczęło się przekrzywiać. Musiałem wyglądać strasznie, na pewno nie jak człowiek, który chwile wcześniej przejechał dwie stówki. A jak wyglądałem okazało się w pizzerii, poszedłem do łazienki odświeżyć się i jak spojrzałem w lustro... fryzura piękna, nie będę publikował tego zdjęcia. :D

Powrót z siatami na kierze, łącznie będzie 215 km. :)

Kategoria >100km, 2012, Szosa, Vśr>25km/h, WM


Dane wyjazdu:
102.66 km 0.00 km teren
04:03 h 25.35 km/h:
Maks. pr.:42.26 km/h
Rower:Szosa

Świąteczna stówka

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · dodano: 09.04.2012 | Komentarze 4

Rano zastanawiałem się jaką trasą pojechać. Wydłużyłem trochę trasę przez Wiktorów tak, żebym przejechał około 100km.

Lany poniedziałek, na szczęście dzieciaki nie miały pomysłu oblewać obcych. Chociaż na jakieś wiosce pewien maluch puścił salwę wody, ale jak już przejechałem. Patrząc po śladzie na asfalcie to tak prewencyjnie dość często psikał. Przed Wilanowem chciałem napełnić bidon, ale oczywiście źródełko zamknięte. Spodziewałem się tego, ale mała nadzieja była.

Dzisiaj znowu było dość ciepło, chociaż batonik nie rozpuścił się całkowicie tak jak ostatnio. Rowerzystów też trochę wyszło, sporo było jednak władzy. W drodze do Wilanowa jedni mierzyli z suszarki, przez chwilę myślałem, że do mnie. Nie ze względu na prędkość, stan umysłu jeszcze wczorajszy i zła interpretacja.

Na koniec jak jakechałem w stronę Okęcia, na Żwirki dwa razy pod rząd wyprzedził mnie na żyletki pewien taksiarz. Z czego za drugim razem już tak blisko prawej strony nie jechałem (środkiem też nie). Nie zdążyłem nawet się zdenerwować jak za chwilę wyprzedziło mnie dwóch idiotów w ciemnym Focusie, jak dobrze zapamiętałem to debile były z Gostynina. Dlaczego debile? A no dlatego, że w momencie odprowadzenia wzrokiem wcześniej wspominanego taryfiarza, jeden z nich krzyknął (z bliska) przez otwarte okno "K**wa... (...)". Nie wiem co dokładnie wybełkotali, bo usłyszałem tylko charakterystyczny początek, później zdawało mi się, że w aucie był ubaw po pachy. Wtedy to już dość mocno się zdenerwowałem, zacząłem gonić. Autko uciekło na skrajny lewy pas i ich szczęście, że dopiero na drugim skrzyżowaniu zapaliło się czerwone, gdzie niestety ja musiałem się zatrzymać...





Dane wyjazdu:
111.36 km 0.00 km teren
03:54 h 28.55 km/h:
Maks. pr.:51.68 km/h
Rower:Szosa

NDM

Sobota, 17 marca 2012 · dodano: 17.03.2012 | Komentarze 2

Plan na dzisiaj był prosty, pętla przez NDM i trasa w okolicy 85km. Pogoda bardzo ładna, słonecznie i ciepło. Nawet założyłem letnie rękawiczki. Zaplanowałem trasę wcześniej. Kłopot został mi oznajmiony tuż pod domem, trasa może mieć max 50 pkt (automatycznie zrobiło się ich za dużo). No cóż, trasa prosta i raczej nie spodziewałem się kłopotów, jedynie może po wyjeździe z Łomianek, bo tamtędy jeszcze nie jechałem. Dodałem na szybko kilka punktów i pojechałem.

Za Łomiankami okazało się jak to jest ciepło, przypadkowo oblałem sobie kolano wodą z bidonu, po kilku minutach było suche. Batonik w kieszonce na plecach też zmienił stan skupienia. Do NDM wiało w twarz, ale prędkości nie były najgorsze. Mijałem bardzo wielu rowerzystów. Na góralu czasem się pozdrawialiśmy, teraz na szosie z innymi szosowcami z każdym, a było ich niemało.

Kilka kilometrów przed Jabłonną znajomi zadzwonili do mnie z informacją, że będą na działce za godzinę. No cóż, szybka myśl i zmiana trasy. Z racji tego, że miałem godzinę to pojechałem w okolicę Zegrza, stąd dodatkowa pętla.
W Legionowie zobaczyłem jakie to przyjazne rowerzystą miasto, piękna szosa na dk nr 61 ale oczywiście postawione co chwila zakazy dla rowerów, dlatego odbiłem na jakąś boczną miejską drogę. Zjeżdżając z Nowodworskiej w stronę Skrzeszewa odczułem jaki jest tam okropny asfalt (bardzo chropowaty), musiałem jechać pod prąd bo była tam położona warstwa lepszej jakości. Drogę tą pokonywałem wielokrotnie na Wheelerze i nigdy nie zwróciłem na to uwagi, drastyczna różnica w komforcie.

Na miejscu posiedziałem niecałe 3h. Średnia była obiecująca, około 27,6, a rekord trochę ponad 28 i to na góralu (co ciekawe na tą samą działkę, ale to było tylko w jedną stronę). Do domu jazda zapowiadała się obiecująca, bo wiatr o ile nie był sprzymierzeńcem to na pewno nie przeszkadzał. No i udało się, co prawda jechałem nie do końca przepisowo, bo po Toruńskiej, ale na prędkości jednak mi zależało. Koło Wolskiej dogoniłem jakiegoś rowerzystę, podjechaliśmy do Kasprzaka na kolejne światła. Skubany na góralu/trekingu z bagażnikiem zasuwał prawie 40, nie ukrywam, że było mi to bardzo na rękę... nogę. Dopiero tuż przed tunelem go wyprzedziłem.

Ta moja nie przepisowość zemściła się na mnie. O ile na Toruńskiej przejeżdżająca Policja nie miała nic przeciwko, to kierowca ZTM na Bitwy już tak. Chciał skręcić w Szczęśliwicką i zrobiło to tak, że mnie zablokował. Zrobił to celowo, bo po tym przyblokowaniu stanął, wystawił głowę za okno i czekał. Ja też na to czekałem, obyło się spokojnie. Pan poinstruował mnie (per Pan), że jak jest ścieżka obok ulicy to należy nią jechać, takie są przepisy. Zrobiło to w naprawdę kulturalny i uprzejmy sposób. Powiedziałem mu, że wiem i oczywiście przepraszam, chciałem dodać, że jeżdżąc góralem korzystam, ale ścieżka z kostki to dla szosy nieodpowiednie miejsce (niestety na tym odcinku początkowo jest kostka, a później asfalt). Nie zdążyłem bo zaczął odjeżdżać, uczepienie się okna też nie dało rezultatu. Przejechałem przez skrzyżowanie, chyba na czerwonym i poprzedziłem dalej... ścieżkom. Prędkość na miejscu, rekordowa, powrót z samej działki to ponad 30km/h. Jestem zadowolony. :)



Dane wyjazdu:
204.88 km 30.00 km teren
09:23 h 21.83 km/h:
Maks. pr.:45.20 km/h
Rower:Wheeler

Warszawa-Pasym

Piątek, 29 lipca 2011 · dodano: 30.07.2011 | Komentarze 2

Cel był jasny, dojechać na działkę. Pomysł zrodził się ponad 10 lat temu, nie pamiętam dokładnie kiedy, ale mój rodziciel chciał dojechać jednośladem do Pasymia. Z wielu względów dopiero w tym roku zacząłem realnie myśleć o przejechaniu tej trasy.

Wybiła 3:00, pobudka, przygotowanie i o 4:14 wyruszyłem z pod bloku, jadąc przez jeszcze ciemną i śpiącą Warszawę. Trasa:
Warszawa-Nieporęt-Powielin-Winnica-Przasnysz-Janowo-Zimna Woda-Jedwabno-Pasym.

Droga do Zimnej Wody pomimo, że utwardzona to była tragiczna, 8km bruku. Pół biedy gdyby było tak jak na zdjęciu, ale miejscami nie było szutru z boku.


200km przejechane


Rynek w Pasymiu, na miejscu byłem przed 16.

Kategoria > 50km, >100km, 2011, MTB, WM


Dane wyjazdu:
103.74 km 10.50 km teren
04:56 h 21.03 km/h:
Maks. pr.:41.70 km/h
Rower:Wheeler

Koszelówka

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 0

Wypad nad jezioro, bardzo nieprzyjemny wmordewind.

Kategoria > 50km, >100km, 2011, MTB